środa, 12 listopada 2014

Peruwiański cmentarz


Pierwszego listopada również w Peru obchodzi się Święto Wszystkich Świętych, a drugiego modli się za zmarłych. Mimo, że jestem daleko od domu, i nie mogę odwiedzić jak co roku grobów moich krewnych, to mam ich cały czas w sercu i pamiętam w modlitwie. Dlatego też pierwszego listopada, dla chwili zadumy i refleksji nad przemijalnością życia, wybrałam się z chłopakami na tutejszy cmentarz. 

Ale trudno było mi myśleć o śmierci, zastanowić się nad celowością istnienia. Atmosfera peruwiańskiego cmentarza przypomina bardziej odwiedziny rodziny w świąteczny, ciepły dzień, niż polską zadumę nad nagrobkami zmarłych. Nie czułam też przeszywającego chłodnego wiatru, który tak dobrze pamiętam z rodzinnych stron. Dookoła słyszałam gwar głośnych rozmów i śmiech dzieci, które bawiły się w berka. Obserwowałam ludzi, którzy kupowali słodycze, kukurydzę, lody, chipsy, zegarki, dmuchane zabawki i dziecięce wiatraczki.

Bardzo się też zdziwiłam strukturą cmentarza. To zbiór budynków, w których są równo rządkami "poukładane" nagrobki. Na nagrobkach nie ma daty urodzenia. Peruwiańczycy przynoszą swoim zmarłym kwiaty i kiedy nagrobek krewnego jest wysoko, muszą wynająć pana z drabiną, który umieści kwiaty w odpowiednim miejscu. Typowe znane nam groby w ziemi także istnieją, ale są bardzo drogie i niewielu ludzi stać na taki pochówek.


Oczywiście wyprawa na cmentarz nie miała tylko charakteru poznawczego. Poszliśmy przecież pomodlić się za zmarłych księży salezjanów i siostry salezjanki. Niektórych z nich, nasi chłopcy jeszcze pamiętają. Wśród licznych tablic zobaczyłam też polskie nazwiska. Nazwiska Misjonarzy, którzy pracowali na tej ziemi i którzy zostawili tu swoje serce.


Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...