piątek, 17 października 2014

Wychowawcą być



Już od dwóch tygodni pracuję jako wychowawca. Ale dopiero dziś poczułam, jaka to odpowiedzialność. Dziś musiałam zagłosować czy przyjmujemy do domu kolejnych dwóch chłopaków. Nastoletnie rodzeństwo.

Spotkanie w biurze dyrektora.  Trzech psychologów, w tym jeden z tutejszego MOPS-u, grupa wychowawców, chłopcy, dyrektor… I półtora godziny pełnego skupienia, żeby zrozumieć, o czym mowa. Żeby usłyszeć tych, co siedzą przy oknie, bo hałas ulicy skutecznie utrudnia przetwarzanie dochodzących informacji. Przy takich długich przemówieniach zwykle wyłączam się po chwili. Za dużo informacji naraz, mój mózg nie jest w stanie ich przetworzyć.

Muszę dobrze poznać sytuację. Wyobrazić sobie chłopców w naszym domu, ich warunki życia, ich resocjalizację u nas. To nie jest kwestia dania lub nie dania im szansy. To troska o pozostałych 80 wychowanków.

Bardzo przeżywam to spotkanie. To dla mnie kolejna lekcja, jak być wychowawcą.  Następna będzie, gdy chłopcy zamieszkają z nami.
Przyjęliśmy ich.

czwartek, 9 października 2014

Co ja tutaj robię?



Lubię dzieci, bo są do bólu szczere i mówią to, co myślą. Peruwiańskie nastolatki podobnie.

- Asiu, nie umiesz grać w siatkówkę, prawda? Ale próbujesz – usłyszałam dziś od 13 – letniego Paco po dwugodzinnej grze na śmierć i życie. A wydawało mi się, że to jedyny sport, w którym jestem dobra. Przecież w minionym tygodniu grałam więcej niż przez ostatnie dziesięć lat!

- Źle mówisz po hiszpańsku, masz złą wymowę – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy kolejny łobuz. Wzruszyłam ramionami: daj mi czas, nie wszystko od razu. Ale pomyślałam: za rok zobaczymy.

- Nie wiesz jak się tańczy salsę - dorzucił  Rio, gdy nieudolnie liczyłam kroki.

- Dlaczego chodzisz codziennie do kościoła? Jesteś szalona? – nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Andres zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił.

- Po co przyjechałaś do Peru, w Polsce nie ma potrzebujących ludzi? Co tu będziesz robiła? – ze zdziwieniem pytały dzieci ze szkoły, do której chodzą nasi chłopcy.

No właśnie, co ja tutaj robię? Nie mam żadnych potrzebnych talentów, żeby chłopakom zaimponować. Nie rozumiem połowy oficjalnego języka, nie wspominając o tutejszym żargonie. Nie znam się na sporcie, muzyce młodzieżowej, nowinkach technologicznych. Jestem. Daję najcenniejsze, co mam: czas.

sobota, 4 października 2014

Głośno, szybko, biednie i brudno

Lima. Pierwsze wrażenia z miasta. Głośno bo stolica, przy swoich 12 mln mieszkańców i

braku metra, jest nieustannie zakorkowana. Cały czas słyszę trąbienie klaksonów, muzykę

i krzyki kierowców, dochodzą mnie głosy ulicznych sprzedawców, którzy na każdych

światłach chodzą między autami sprzedawać napoje, kanapki, przekąski, nożyczki, zegarki

itp. Siedząc w aucie mogę kupić prawie każdą potrzebną rzecz.

Oglądam cyrkowe akrobacje, dostrzegam ulicznych sztukmistrzów, którzy zarabiają na życie

pokazując swoje umiejętności. Nie ma żebractwa, każdy coś robi. Pucuje buty, wyciska

świeże soki z owoców, gotuje, nagania ludzi do busów.

Nie znaczy, że każdy ma pieniądze. Jest wielu bezdomnych oraz dzielnic, gdzie ludzie żyją w

skrajnym ubóstwie. Tylko pod górą San Cristobal w slumsach żyje ponad milion ludzi.

Wszędzie leżą śmieci, nie ma koszów na ulicy, są tylko małe okrągłe dołki, w których i

tak nic się nie mieści. I ten wdzierający się z nozdrza zapach moczu. Wszędzie, nawet idąc

zwykłą ulicą, a nie jakąś ciemną wąską alejką przy slumsach.