Lima. Pierwsze wrażenia z miasta. Głośno bo stolica, przy swoich 12 mln mieszkańców i
braku metra, jest nieustannie zakorkowana. Cały czas słyszę trąbienie klaksonów, muzykę
i krzyki kierowców, dochodzą mnie głosy ulicznych sprzedawców, którzy na każdych
światłach chodzą między autami sprzedawać napoje, kanapki, przekąski, nożyczki, zegarki
itp. Siedząc w aucie mogę kupić prawie każdą potrzebną rzecz.
Oglądam cyrkowe akrobacje, dostrzegam ulicznych sztukmistrzów, którzy zarabiają na życie
pokazując swoje umiejętności. Nie ma żebractwa, każdy coś robi. Pucuje buty, wyciska
świeże soki z owoców, gotuje, nagania ludzi do busów.
Nie znaczy, że każdy ma pieniądze. Jest wielu bezdomnych oraz dzielnic, gdzie ludzie żyją w
skrajnym ubóstwie. Tylko pod górą San Cristobal w slumsach żyje ponad milion ludzi.
Wszędzie leżą śmieci, nie ma koszów na ulicy, są tylko małe okrągłe dołki, w których i
tak nic się nie mieści. I ten wdzierający się z nozdrza zapach moczu. Wszędzie, nawet idąc
zwykłą ulicą, a nie jakąś ciemną wąską alejką przy slumsach.